Miałam pisać o czymś innym, ale za sprawą spontanicznego impulsu spowodowanego przeraźliwym spojrzeniem małej pomarańczowej istoty z mojej półki zadecydowałam że napisze o tym i zrobię to nie kiedy indziej, a teraz. Bo to przecież szeroki temat wart dyskusji.
Czym są Kucyki wie każdy, kto choć trochę posiedzi w internecie. Fanów serialu "My Little Pony: Friendship is Magic" można znaleźć wśród każdej grupy wiekowej i każdej płci, a ich fenomen polega na tym że często nawet osoby które uważają je za "gówno dla sześciolatków" po obejrzeniu kilku odcinków dają się wciągnąć w cukierkowy świat Twilight Sparkle i jej przyjaciółek. Kilka lat temu w środowiskach 4chanowych i tym podobnych ukuło się określenie Brony na fana kucyków tudzież Pegasis na fankę (taka gra słowna - chodzi tu o brata/siostrę kucyków). Bronies są niczym odrębna subkultura, mają prężnie rozwijające się fora a nawet internetowe czasopisma (szczerze powiedziawszy byłam w lekkim szoku kiedy dotarło do mnie że takie coś miało szansę rozwinąć się nawet tutaj, w Polsce a nie jedynie za granicą). Komentują nowe odcinki kreskówki, zbierają kucykowe figurki, wymyślają fanowskie postaci, komiksy czy opowiadania; bawią się i spędzają razem czas.
Równolegle nie brakuje anty-fanów i wrogów fanów serialu; bo przecież nasto- czy też dwudziestoparo-latkowie interesujący się bajką dla dzieci to idealna pożywka dla przeciętnego człowieka chcącego wykpić sobie kogoś od czasu do czasu dla zdrowia. Takie życie.
Nie wiedzieć czemu (to znaczy wiedzieć - bo jedno i drugie to kreskówki), kucowy fandom często podpina się pod fandom mangowy; co dla części mangowców (którzy kuce tolerują) nie stanowi problemu lecz dla reszty jest to piąte koło u wozu - bo idiotyczni, bo dziecinni, bo wpychają się z tymi swoimi tęczowymi cosplayami na konwenty i rzygać już się chce, bo stanowią strasznie zamkniętą grupę (tutaj mamy podobną sytuację jak z fanami Homestuck'a który de facto mangą nie jest a fani także bardzo w mangowe środowisko wleźli i jak już wleźli tak siedzą). Nie bez powodu będąc kiedyś na "hejterskim" (na zasadzie omów co cię wkurza) panelu na konwencie w majne mieście jednym z pierwszych poruszanych tematów były właśnie kuce (potem bodajże Hetalia jako że to kolejna rzecz przy której fani "jak już są fanami to są nieźle hardkorowi"; śmiechowy fakt że ja te wszystkie wkurzające rzeczy lubię).
Kuce zdają się włazić nieźle na fandom Furry (tu już całkiem logiczna sprawa skoro to kolorowe zwierzęta), zarówno w normalnej jak i antropomorficznej wersji. Mania na kuce opanowuje fanów Monster High (i na odwrót). Stosy kucykowych obrazków przewalają się przez wpisy obserwowanych przeze mnie ludzi. Innymi słowy, widzę kuce w większości sfer mojej aktywności. I muszę się do tego wreszcie odnieść bo chociaż nie udzielam się na ten temat ostatnio, jest to bardzo moje.
Możnaby wręcz rzec, jedna ze specjalności. Z tym że problem polega na tym, że nie chodzi mi o Friendship is Magic.
Najlepszym określeniem na mój stosunek do kucyków byłoby cudnie głupie zdanie "lubiłam to, zanim było popularne" i zaznaczam, nie chodzi mi tu o to że w pewnym momencie przestałam. Po prostu "nowocześni" fani są całkowicie nie w moim guście, wręcz często trudno mi się pogodzić z tym, że istnieją. Charakter tego fandomu zmienił się nieodwracalnie, i nie wiem jak do tego podchodzić - z jednej strony FiM wpłynęło na wzrost popularności całego tematu a z drugiej - co to za popularność jeśli nowi fani lubią zupełnie inny produkt niż ci starzy.
Można powiedzieć że jestem gigantyczną miłośniczką kucyków od 14 czy też już nawet 15 lat (dziwnie to brzmi ale taki jest fakt liczbowy - odkąd po raz pierwszy bajka leciała na TVNie w latach 1998-1999 a ja wgapiałam się w ekran będąc zaprawdę mini dzieciokiem wielbię ten świat, jest to jedna z pierwszych kreskówek, jakie oglądałam i jedna z pierwszych rzeczy, jakie w ogóle w swoim życiu polubiłam, na równi z Kubusiem Puchatkiem). Do wszystkich matematyków którzy podniosą za chwilę raban pod tytułem "będąc dwu-trzy latkiem nie rozumie się co się ogląda a co więcej nie pamięta się tego" kieruję już z góry odpowiedź - jeżeli wy macie takie ograniczone głowy że nic nie kodujecie to wasz problem, ja staram się pamiętać swoje życie bo te 17 lat (tia, za trzy tygodnie 17; powinnam już zmienić radosną zagadkę w "o mnie") historii własnej i świata to nie jest aż tak dużo do udźwignięcia. Wręcz mało. Współczuję ludziom, którzy nie mają pamięci i nie pamiętają np. jeżdżenia wózkiem, bo to bardzo wygodne czasy były i ciekawe uczucie.
Wracając do kucy. Jak to polubiłam tak nigdy to lubienie we mnie nie zdechło i spędziłam kolejne lata błagając rodzinę o zabawki z tej serii; ciesząc się nimi, siedząc i się na nie lampiąc, układając swoje historyje i posiadając ogólną obsesję. Nie bez powodu kiedy w przedszkolu pani kazała dzieciom podać jedno swoje marzenie (co za wyciąganie faktów z człowieka) rzekłam iż "chciałabym mieć 1000 plastikowych kucyków" w czym objawiam się jako jakiś wielki materialista i zaczątek kolekcjonera (z naciskiem na liczby bo przecież konieczne jest nierealne "TYSIĄC" a nie "dużo").
Kiedy poszłam do podstawówki nadal kucyki mnie cieszyły a malutka kolekcja wzbogaciła się o upragniony DOMEK który tata przywiózł mi z Anglii. To było coś. Jednakże jak wiadomo w podstawówce dzieci zaczęły gwałtownie robić się duże i od trzeciej klasy obciachem było okazywanie jakiejkolwiek dziecinności. Kucomania lekko wyłączyła mi się na jakieś trzy stresujące lata a zabawki poszły nawet na jakiś czas do piwnicy (robiąc miejsce innym ukrytym i nie ukrytym pasjom - bo przecież "duża" jak inni i tak nie byłam zajmując się WITCH'em i Barbie).
Potem przyszedł internet (jestem człowiekiem internetu od szóstej klasy) i około pierwszej-drugiej gimnazjum zdałam sobie sprawę że bycie dziecinnym jest super i nie ma co się tego wstydzić - odkryłam zagraniczne kucykowe strony i fora; ludzi, którzy pomimo bycia kimś dorosłym nie wstydzą się bycia kimś różowym; ludzi którzy zajmują się kolekcjonerstwem i customizacją figurek z MLP. Trochę wstydziłam się zagadać mamę o poszukiwania pudła z kucykami ale w końcu ponownie je zdobyłam i zaczęłam się nimi naprawdę zacieszać.
Społeczność takich "starych" fanów kucyków to była świetna sprawa. Ludzie mieli swoje ponysony (ukucykowionego siebie), rysowali sobie obrazki z nimi tudzież chwalili kolekcją. W zasadzie to samo co robią młodzi fani. Ale wtedy (a to było tak niedawno) jeszcze ich nie było.
Pewnego dnia ktoś przyniósł nowinę o całkowicie nowej serii...
O czymś co przebija paskudnością nawet ostatnie wymysły trzeciej generacji (zabawkowe kucyki dzielą się na cztery generacje różniące się kształtem ciał, o tym potem) i wygląda... TAK!
Pokraczny "cartoon-networkowy" styl animowanej wersji nijak nie trafiał w gusta klasycznych kucykomaniaków. Silnie ekspresyjne, jeszcze bardziej powyginane ciała (gdzie to teraz przypomina konia?), duże głowy, małe noski i gigantyczne oczy to nie było coś co się z automatu lubi kiedy jest się przyzwyczajonym do zupełnie innej stylistyki. Oglądnęłam parę odcinków Friendship is Magic zanim przylazło to to do Polski i się załamałam; wiedząc jednocześnie że ma to ogromny potencjał zachwycić rzesze współczesnych dzieciaków.
Nie wiem, co o tym sądzić; bo nie wiem, jak się czują osoby dla których jest to pierwsze zetknięcie się z kucykami i naprawdę ich to cieszy. Kiedy patrzę na to jak na odrębny twór artystyczno-fabularny to jestem jak najbardziej na tak; a kiedy przypominam sobie że jest to kontynuacją czegoś, co ma 30 letnią historię... to wiem, że to nie jest dobra kontynuacja.
Jakie są moje zarzuty w stosunku do FiM? Pal licho grafikę. Jest coś ważniejszego. Jak to ująć? Pozwólcie że zastosuję jakiś mój własny tymczasowy podział - podzielę kreskówkowe światy na "otwarte" i "zamknięte" i wyjaśnię zaraz o co mi chodzi. Pierwsze Kucyki były serialem bardzo "otwartym", tak samo otwarty był fandom bo jedyną rzeczą stałą i niepodważalną był wizerunek kolorowego konia z określonym znakiem na zadzie. Ten wizerunek się wielbiło i w obrębie tego wizerunku się tworzyło - lecz każdy co innego. Pomimo faktu, że w oryginalnej kreskówce występowały rzecz jasna postacie; nikt nie czuł przywiązania do żadnej z nich a jedynie do KUCYKÓW ogólnie, do tej IDEI. Ważny był fakt nadawania własnym kucykom własnych charakterów; a zabawki kupowało się ze względu na ich kolory, nie to kim są - bo w większości nie miały żadnego fabrycznie nadanego życiorysu. Mimo "fabularnej ubogości" ludzie to lubili. Dzieci nie znały starej kreskówki a kupowały ładne zabawki które motywowały ich do tworzenia swoich własnych historii. Każdy sam.
"My Little Pony: Przyjaźń to Magia" to w porównaniu do pierwotnych kucyków produkt bardzo "zamknięty" - mamy tu do czynienia z czymś co ma swoją własną, rozbudowaną fabułę i należy ją znać aby mieć szanse zrozumienia fandomu. Cały przemysł zabawkowy podporządkowany jest kreskówce; a każdy wydawany kucyk jest reprezentacją określonej postaci - których mamy ograniczoną ilość. Twilight Sparkle, Rainbow Dash, Pinkie Pie, Applejack, Rarity i Fluttershy - to potężna szóstka wykreowana w klasyczny, poprawiający dziewczynkom samoocenę sposób "przyjaźnimy się pomimo różnic, każda z nas jest oryginalna; to nic, że w realnym świecie byśmy się nie dogadały bo takie grupy nie istnieją - bierz z nas przykład i bądź sobą niezależnie od okoliczności". Gratisowo, z tego co wiem w bajce okazują się być one powierniczkami mocy jakiś kryształów, więc tak naprawdę, kucykowa kreskówka ma więcej wspólnego z typowym anime czy komiksem "magical girls" gdzie występuje grupa (najczęściej pięciu, sześciu) dziewcząt obdarzonych super mocami; niż z "pluszową" "otwartą" bajką gdzie ważny jest ŚWIAT i POMYSŁ a niekoniecznie misja ratowania królestwa. Dziewczyny po prostu nie są ludźmi, a konikami, tak dla oryginalności; ale w istocie jest to kolejne Monster High/Winx/WITCH/Sailor Moon (bo chociaż te pierwsze nie ratują świata, nie wmówicie mi że Monster High także nie bazuje na "grupie przyjaciółek które się od siebie różnią") i to jest MEGA SZTAMPOWE.
Traf chciał że ja akurat lubię magical girls i dlatego nie traktuję FiM aż tak bardzo okrutnie (choć nie mam czasu oglądać więc nie ogarniam). Mimo tego dużo bardziej cenię sobie stare kucyki i zabawkowa biedota sklepowych półek (non stop te same kucowe "twarze") odpycha mnie od kupienia sobie figurki z tej serii bo wśród głównych bohaterów nie ma mojej ulubionej postaci, jak zwykle. Jeżeli Hasbro będzie miłe i wypuści na rynek cokolwiek z Vinyl Scratch lub chociaż rozwalającą Derpy Hooves, chapnę to jak najbardziej. Jak nie, to może nawet zadowolę się Applejack choć z zdecydowanie mniejszym oh.
~
Pozwólcie że wyjaśnię teraz całe to zamieszanie z generacjami.
Kucyki dzielimy na 4 generacje, w sumie pięć; ale 3.5 to taka podgrupa i wymysł schyłku 3 generacji - przedsmak nowych G4. Różnice w generacjach polegają na stylu - kształcie kucyka, sposobie rysowania obrazków na pudełkach itd. Sytuacja wygląda tak:
Pierwsza generacja podbiła świat w latach 80, druga to lata 90 a trzecia to pierwsza dekada dwudziestego pierwszego wieku.![;) ;)]()
Friendship is Magic to generacja 4 i kucykowe zabawki wyglądają obecnie tak:
Znalazłam interesujący obrazek przedstawiający "ewolucję" kucyków ze starej bajki w postacie z nowej. Obrazek jest dość duży więc dam tu link:
images5.fanpop.com/(…)My-Little-Pony-Friendship-is-…
W wyjaśnieniach możemy dowiedzieć się, że pierwsze nowoczesne obrazki były po prostu interpretacją starych kucyków z zachowaniem ich kolorów narysowaną przez Lauren Faust. Kiedy autorka otrzymała propozycję zaprojektowania postaci do kreskówki, musiała zmienić swoje pomysły ponieważ z biegiem lat Hasbro straciło prawa autorskie do schematów kolorystycznych i imion z pierwszej serii (wtf, jakim cudem takie rzeczy się dzieją?). Jedynymi postaciami, do których zachowano takie prawa (i dlatego pozostali bez zmian) są Applejack i Spike. W ten sposób otrzymaliśmy całkowicie nową grupę, na którą wpływ miały zarówno kucyki g1 jak i różniące się od nich g3. Ciekawe.
~
Chciałam wkleić tu teraz zdjęcia mojej osobistej skromnej kolekcji, ale stwierdziłam że post wyciągnie się nieznośnie. Nie mam tego jakoś gigantycznie wiele, ale kilka kuców żem zdobyła. Oryginalnych MLP by Hasbro mam 7; wersji McDonaldowych 4; a podróbków kolejne 9. Nie wszystkie mam przy sobie bo coś się gdzieś zawieruszyło - mam nadzieję jednak że wierzycie mi na słowo w przypadku jednego nieobecnego na zbiorczym zdjęciu McDonalda i jednego podróbka. Zdjęcia już zrobiłam i włożę je tu w osobnym wpisie; bo będzie to też wygodniejsze w kwestii komentowania (chyba uczę się powoli z jakiego powodu ludzie robią krótkie posty - krótka informacja, wiadomo co odpisać; długi post - zaraz zaraz, o czym to w zasadzie było?). Na razie więc pozostawiam was na chwilę tutaj; i liczę na to że macie o kucykach jakiekolwiek zdanie. Wolicie nową, czy starą kreskówkę? Która generacja podoba wam się najbardziej? Macie jakieś zabawkowe kuce w domu? Czekam na opinie, pozdrawiam!
Czym są Kucyki wie każdy, kto choć trochę posiedzi w internecie. Fanów serialu "My Little Pony: Friendship is Magic" można znaleźć wśród każdej grupy wiekowej i każdej płci, a ich fenomen polega na tym że często nawet osoby które uważają je za "gówno dla sześciolatków" po obejrzeniu kilku odcinków dają się wciągnąć w cukierkowy świat Twilight Sparkle i jej przyjaciółek. Kilka lat temu w środowiskach 4chanowych i tym podobnych ukuło się określenie Brony na fana kucyków tudzież Pegasis na fankę (taka gra słowna - chodzi tu o brata/siostrę kucyków). Bronies są niczym odrębna subkultura, mają prężnie rozwijające się fora a nawet internetowe czasopisma (szczerze powiedziawszy byłam w lekkim szoku kiedy dotarło do mnie że takie coś miało szansę rozwinąć się nawet tutaj, w Polsce a nie jedynie za granicą). Komentują nowe odcinki kreskówki, zbierają kucykowe figurki, wymyślają fanowskie postaci, komiksy czy opowiadania; bawią się i spędzają razem czas.
Równolegle nie brakuje anty-fanów i wrogów fanów serialu; bo przecież nasto- czy też dwudziestoparo-latkowie interesujący się bajką dla dzieci to idealna pożywka dla przeciętnego człowieka chcącego wykpić sobie kogoś od czasu do czasu dla zdrowia. Takie życie.
Nie wiedzieć czemu (to znaczy wiedzieć - bo jedno i drugie to kreskówki), kucowy fandom często podpina się pod fandom mangowy; co dla części mangowców (którzy kuce tolerują) nie stanowi problemu lecz dla reszty jest to piąte koło u wozu - bo idiotyczni, bo dziecinni, bo wpychają się z tymi swoimi tęczowymi cosplayami na konwenty i rzygać już się chce, bo stanowią strasznie zamkniętą grupę (tutaj mamy podobną sytuację jak z fanami Homestuck'a który de facto mangą nie jest a fani także bardzo w mangowe środowisko wleźli i jak już wleźli tak siedzą). Nie bez powodu będąc kiedyś na "hejterskim" (na zasadzie omów co cię wkurza) panelu na konwencie w majne mieście jednym z pierwszych poruszanych tematów były właśnie kuce (potem bodajże Hetalia jako że to kolejna rzecz przy której fani "jak już są fanami to są nieźle hardkorowi"; śmiechowy fakt że ja te wszystkie wkurzające rzeczy lubię).
Kuce zdają się włazić nieźle na fandom Furry (tu już całkiem logiczna sprawa skoro to kolorowe zwierzęta), zarówno w normalnej jak i antropomorficznej wersji. Mania na kuce opanowuje fanów Monster High (i na odwrót). Stosy kucykowych obrazków przewalają się przez wpisy obserwowanych przeze mnie ludzi. Innymi słowy, widzę kuce w większości sfer mojej aktywności. I muszę się do tego wreszcie odnieść bo chociaż nie udzielam się na ten temat ostatnio, jest to bardzo moje.
Możnaby wręcz rzec, jedna ze specjalności. Z tym że problem polega na tym, że nie chodzi mi o Friendship is Magic.
Najlepszym określeniem na mój stosunek do kucyków byłoby cudnie głupie zdanie "lubiłam to, zanim było popularne" i zaznaczam, nie chodzi mi tu o to że w pewnym momencie przestałam. Po prostu "nowocześni" fani są całkowicie nie w moim guście, wręcz często trudno mi się pogodzić z tym, że istnieją. Charakter tego fandomu zmienił się nieodwracalnie, i nie wiem jak do tego podchodzić - z jednej strony FiM wpłynęło na wzrost popularności całego tematu a z drugiej - co to za popularność jeśli nowi fani lubią zupełnie inny produkt niż ci starzy.
Można powiedzieć że jestem gigantyczną miłośniczką kucyków od 14 czy też już nawet 15 lat (dziwnie to brzmi ale taki jest fakt liczbowy - odkąd po raz pierwszy bajka leciała na TVNie w latach 1998-1999 a ja wgapiałam się w ekran będąc zaprawdę mini dzieciokiem wielbię ten świat, jest to jedna z pierwszych kreskówek, jakie oglądałam i jedna z pierwszych rzeczy, jakie w ogóle w swoim życiu polubiłam, na równi z Kubusiem Puchatkiem). Do wszystkich matematyków którzy podniosą za chwilę raban pod tytułem "będąc dwu-trzy latkiem nie rozumie się co się ogląda a co więcej nie pamięta się tego" kieruję już z góry odpowiedź - jeżeli wy macie takie ograniczone głowy że nic nie kodujecie to wasz problem, ja staram się pamiętać swoje życie bo te 17 lat (tia, za trzy tygodnie 17; powinnam już zmienić radosną zagadkę w "o mnie") historii własnej i świata to nie jest aż tak dużo do udźwignięcia. Wręcz mało. Współczuję ludziom, którzy nie mają pamięci i nie pamiętają np. jeżdżenia wózkiem, bo to bardzo wygodne czasy były i ciekawe uczucie.
Wracając do kucy. Jak to polubiłam tak nigdy to lubienie we mnie nie zdechło i spędziłam kolejne lata błagając rodzinę o zabawki z tej serii; ciesząc się nimi, siedząc i się na nie lampiąc, układając swoje historyje i posiadając ogólną obsesję. Nie bez powodu kiedy w przedszkolu pani kazała dzieciom podać jedno swoje marzenie (co za wyciąganie faktów z człowieka) rzekłam iż "chciałabym mieć 1000 plastikowych kucyków" w czym objawiam się jako jakiś wielki materialista i zaczątek kolekcjonera (z naciskiem na liczby bo przecież konieczne jest nierealne "TYSIĄC" a nie "dużo").
Kiedy poszłam do podstawówki nadal kucyki mnie cieszyły a malutka kolekcja wzbogaciła się o upragniony DOMEK który tata przywiózł mi z Anglii. To było coś. Jednakże jak wiadomo w podstawówce dzieci zaczęły gwałtownie robić się duże i od trzeciej klasy obciachem było okazywanie jakiejkolwiek dziecinności. Kucomania lekko wyłączyła mi się na jakieś trzy stresujące lata a zabawki poszły nawet na jakiś czas do piwnicy (robiąc miejsce innym ukrytym i nie ukrytym pasjom - bo przecież "duża" jak inni i tak nie byłam zajmując się WITCH'em i Barbie).
Potem przyszedł internet (jestem człowiekiem internetu od szóstej klasy) i około pierwszej-drugiej gimnazjum zdałam sobie sprawę że bycie dziecinnym jest super i nie ma co się tego wstydzić - odkryłam zagraniczne kucykowe strony i fora; ludzi, którzy pomimo bycia kimś dorosłym nie wstydzą się bycia kimś różowym; ludzi którzy zajmują się kolekcjonerstwem i customizacją figurek z MLP. Trochę wstydziłam się zagadać mamę o poszukiwania pudła z kucykami ale w końcu ponownie je zdobyłam i zaczęłam się nimi naprawdę zacieszać.
Społeczność takich "starych" fanów kucyków to była świetna sprawa. Ludzie mieli swoje ponysony (ukucykowionego siebie), rysowali sobie obrazki z nimi tudzież chwalili kolekcją. W zasadzie to samo co robią młodzi fani. Ale wtedy (a to było tak niedawno) jeszcze ich nie było.
Pewnego dnia ktoś przyniósł nowinę o całkowicie nowej serii...
O czymś co przebija paskudnością nawet ostatnie wymysły trzeciej generacji (zabawkowe kucyki dzielą się na cztery generacje różniące się kształtem ciał, o tym potem) i wygląda... TAK!
Pokraczny "cartoon-networkowy" styl animowanej wersji nijak nie trafiał w gusta klasycznych kucykomaniaków. Silnie ekspresyjne, jeszcze bardziej powyginane ciała (gdzie to teraz przypomina konia?), duże głowy, małe noski i gigantyczne oczy to nie było coś co się z automatu lubi kiedy jest się przyzwyczajonym do zupełnie innej stylistyki. Oglądnęłam parę odcinków Friendship is Magic zanim przylazło to to do Polski i się załamałam; wiedząc jednocześnie że ma to ogromny potencjał zachwycić rzesze współczesnych dzieciaków.
Nie wiem, co o tym sądzić; bo nie wiem, jak się czują osoby dla których jest to pierwsze zetknięcie się z kucykami i naprawdę ich to cieszy. Kiedy patrzę na to jak na odrębny twór artystyczno-fabularny to jestem jak najbardziej na tak; a kiedy przypominam sobie że jest to kontynuacją czegoś, co ma 30 letnią historię... to wiem, że to nie jest dobra kontynuacja.
Jakie są moje zarzuty w stosunku do FiM? Pal licho grafikę. Jest coś ważniejszego. Jak to ująć? Pozwólcie że zastosuję jakiś mój własny tymczasowy podział - podzielę kreskówkowe światy na "otwarte" i "zamknięte" i wyjaśnię zaraz o co mi chodzi. Pierwsze Kucyki były serialem bardzo "otwartym", tak samo otwarty był fandom bo jedyną rzeczą stałą i niepodważalną był wizerunek kolorowego konia z określonym znakiem na zadzie. Ten wizerunek się wielbiło i w obrębie tego wizerunku się tworzyło - lecz każdy co innego. Pomimo faktu, że w oryginalnej kreskówce występowały rzecz jasna postacie; nikt nie czuł przywiązania do żadnej z nich a jedynie do KUCYKÓW ogólnie, do tej IDEI. Ważny był fakt nadawania własnym kucykom własnych charakterów; a zabawki kupowało się ze względu na ich kolory, nie to kim są - bo w większości nie miały żadnego fabrycznie nadanego życiorysu. Mimo "fabularnej ubogości" ludzie to lubili. Dzieci nie znały starej kreskówki a kupowały ładne zabawki które motywowały ich do tworzenia swoich własnych historii. Każdy sam.
"My Little Pony: Przyjaźń to Magia" to w porównaniu do pierwotnych kucyków produkt bardzo "zamknięty" - mamy tu do czynienia z czymś co ma swoją własną, rozbudowaną fabułę i należy ją znać aby mieć szanse zrozumienia fandomu. Cały przemysł zabawkowy podporządkowany jest kreskówce; a każdy wydawany kucyk jest reprezentacją określonej postaci - których mamy ograniczoną ilość. Twilight Sparkle, Rainbow Dash, Pinkie Pie, Applejack, Rarity i Fluttershy - to potężna szóstka wykreowana w klasyczny, poprawiający dziewczynkom samoocenę sposób "przyjaźnimy się pomimo różnic, każda z nas jest oryginalna; to nic, że w realnym świecie byśmy się nie dogadały bo takie grupy nie istnieją - bierz z nas przykład i bądź sobą niezależnie od okoliczności". Gratisowo, z tego co wiem w bajce okazują się być one powierniczkami mocy jakiś kryształów, więc tak naprawdę, kucykowa kreskówka ma więcej wspólnego z typowym anime czy komiksem "magical girls" gdzie występuje grupa (najczęściej pięciu, sześciu) dziewcząt obdarzonych super mocami; niż z "pluszową" "otwartą" bajką gdzie ważny jest ŚWIAT i POMYSŁ a niekoniecznie misja ratowania królestwa. Dziewczyny po prostu nie są ludźmi, a konikami, tak dla oryginalności; ale w istocie jest to kolejne Monster High/Winx/WITCH/Sailor Moon (bo chociaż te pierwsze nie ratują świata, nie wmówicie mi że Monster High także nie bazuje na "grupie przyjaciółek które się od siebie różnią") i to jest MEGA SZTAMPOWE.
Traf chciał że ja akurat lubię magical girls i dlatego nie traktuję FiM aż tak bardzo okrutnie (choć nie mam czasu oglądać więc nie ogarniam). Mimo tego dużo bardziej cenię sobie stare kucyki i zabawkowa biedota sklepowych półek (non stop te same kucowe "twarze") odpycha mnie od kupienia sobie figurki z tej serii bo wśród głównych bohaterów nie ma mojej ulubionej postaci, jak zwykle. Jeżeli Hasbro będzie miłe i wypuści na rynek cokolwiek z Vinyl Scratch lub chociaż rozwalającą Derpy Hooves, chapnę to jak najbardziej. Jak nie, to może nawet zadowolę się Applejack choć z zdecydowanie mniejszym oh.
~
Pozwólcie że wyjaśnię teraz całe to zamieszanie z generacjami.
Kucyki dzielimy na 4 generacje, w sumie pięć; ale 3.5 to taka podgrupa i wymysł schyłku 3 generacji - przedsmak nowych G4. Różnice w generacjach polegają na stylu - kształcie kucyka, sposobie rysowania obrazków na pudełkach itd. Sytuacja wygląda tak:
Pierwsza generacja podbiła świat w latach 80, druga to lata 90 a trzecia to pierwsza dekada dwudziestego pierwszego wieku.

Friendship is Magic to generacja 4 i kucykowe zabawki wyglądają obecnie tak:
Znalazłam interesujący obrazek przedstawiający "ewolucję" kucyków ze starej bajki w postacie z nowej. Obrazek jest dość duży więc dam tu link:
images5.fanpop.com/(…)My-Little-Pony-Friendship-is-…
W wyjaśnieniach możemy dowiedzieć się, że pierwsze nowoczesne obrazki były po prostu interpretacją starych kucyków z zachowaniem ich kolorów narysowaną przez Lauren Faust. Kiedy autorka otrzymała propozycję zaprojektowania postaci do kreskówki, musiała zmienić swoje pomysły ponieważ z biegiem lat Hasbro straciło prawa autorskie do schematów kolorystycznych i imion z pierwszej serii (wtf, jakim cudem takie rzeczy się dzieją?). Jedynymi postaciami, do których zachowano takie prawa (i dlatego pozostali bez zmian) są Applejack i Spike. W ten sposób otrzymaliśmy całkowicie nową grupę, na którą wpływ miały zarówno kucyki g1 jak i różniące się od nich g3. Ciekawe.
~
Chciałam wkleić tu teraz zdjęcia mojej osobistej skromnej kolekcji, ale stwierdziłam że post wyciągnie się nieznośnie. Nie mam tego jakoś gigantycznie wiele, ale kilka kuców żem zdobyła. Oryginalnych MLP by Hasbro mam 7; wersji McDonaldowych 4; a podróbków kolejne 9. Nie wszystkie mam przy sobie bo coś się gdzieś zawieruszyło - mam nadzieję jednak że wierzycie mi na słowo w przypadku jednego nieobecnego na zbiorczym zdjęciu McDonalda i jednego podróbka. Zdjęcia już zrobiłam i włożę je tu w osobnym wpisie; bo będzie to też wygodniejsze w kwestii komentowania (chyba uczę się powoli z jakiego powodu ludzie robią krótkie posty - krótka informacja, wiadomo co odpisać; długi post - zaraz zaraz, o czym to w zasadzie było?). Na razie więc pozostawiam was na chwilę tutaj; i liczę na to że macie o kucykach jakiekolwiek zdanie. Wolicie nową, czy starą kreskówkę? Która generacja podoba wam się najbardziej? Macie jakieś zabawkowe kuce w domu? Czekam na opinie, pozdrawiam!